środa, 16 kwietnia 2014

O istnieniu Sagittariusa A wiemy z intensywnego promieniowania na obrzeżach dziury. Jest ono emitowane przez rozgrzaną materię wpadającą do dziury. Jednak z wyjątkiem promieniowania radiowego i niewielkiej emisji promieni X, Sagittarius A jest niezwykle spokojna, co oznacza, że wokół niej niewiele się dzieje. Ten spokój powoduje, że niewiele o czarnej dziurze wiadomo. Jednak wkrótce to się zmieni.
 
Od 2002 roku astronomowie obserwują chmurę gazów o masie 3-krotnie większej od masy Ziemi, która pędzi z prędkością 8,4 miliona kilometrów na godzinę w kierunku Sagittariusa A*. W miarę zbliżania się do strefy akrecji, obszaru, w którym materia zaczyna opadać do czarnej dziury, chmura ulega rozerwaniu. Obecnie obserwujemy, jak się rozpada. Od kilku lat na naszych oczach zachodzą zmiany. W najbliższym czasie proces ten stanie się jeszcze bardziej dramatyczny… chmura znacznie przyspiesza w kierunku czarnej dziury – mówi Stefan Gillessen, astronom z Instytutu Maksa Plancka w Garching.
 
Astronomowie spodziewają się, że gdy materia zacznie opadać do Sagittariusa A* emisja promieniowania X stanie się znacznie bardziej intensywna, a w ciągu kilku lat powstanie gigantyczna flara. Prawdopodobnie pierwszymi urządzeniami, które zauważą rozbłysk, będą satelity wykrywające promieniowanie X, ale później Sagittarius A rozświetli się w pełnym zakresie promieniowania – stwierdził Gillessen.

piątek, 4 kwietnia 2014

Hiszpańscy astronomowie badający zjawisko czarnej dziury zauważyli niezaobserwowaną nigdy wcześniej strukturę w otaczającej ją materii. Zjawisko odkryli w czarnej dziurze Swift J1357.2.Czarna dziura zasysa materię od towarzyszącej jej gwiazdy do dysku akrecyjnego, emitując przy tym promienie X. Dzięki nim naukowcy są w stanie obserwować obiekty w jej otoczeniu, niewidzialne w zwykłych warunkach. Materia wpada do dysku akrecyjnego, czyli wirującej struktury wokół czarnej dziury.W czasie badań nad czarną dziurą grupa naukowców zauważyła tajemniczą, pionową strukturę.

- Po raz pierwszy zaobserwowaliśmy coś takiego w dysku akrecyjnym. To może być powszechne zjawisko widoczne w binarnych promieniach X w czasie wybuchu – wyjaśnił portalowi space.com Jesus Corral-Santana z Instytutu Astrofizyki Wysp Kanaryjskich.

Czarna dziura Swift J1357.2 jest jedną z milionów gwiezdnych czarnych dziur, którymi usiana jest Droga Mleczna. Zlokalizowana jest w konstelacji Virgo w odległości 4,9 tys. lat świetlnych od Ziemi. W jej pobliżu znajduje się gwiazda o masie 4-krotnie mniejszej od Słońca.

czwartek, 3 kwietnia 2014

Zgodnie z przyjętą teorią ogólnej względności, by opisać czarną dziurę, wystarczy podać jej masę, moment pędu i ładunek elektryczny. Najnowsze obliczenia jednak sugerują, że fizycy muszą jeszcze raz przemyśleć kwestie „fryzury” czarnej dziury. Wyniki badań sugerują bowiem, że dookoła nich istnieją dodatkowe fale grawitacyjne, które zakotwiczają ją w przestrzeni.

Żargonowo fizycy mówią, że czarna dziura „nie ma włosów”. Pierwszy tego określenia użył amerykański fizyk John Wheeler odnosząc się do teorii nazwanej zasadą holograficzną. Oznacza to, że entropia (funkcja stanu, określająca kierunek procesów samorzutnych – red.) czarnej dziury jest równa zeru. 
 
- John Wheeler się mylił, mówiąc, że wszystkie czarne dziury są łyse i takie same. W rzeczywistości mają „włosy”, którymi zakotwiczają się w przestrzeni. My zaś musimy je na nowo zrozumieć, opisać i wyjaśnić – powiedział autor obliczeń Thomas Sotiriou, fizyk Międzynarodowej Szkoły Studiów Zaawansowanych (SISSA) w Trieście, we Włoszech.

Potwierdzenie nowej hipotezy postawionej przez Sotiriou może zostać uzyskane dzięki prowadzonym przez interferometry obserwacjom. To instrumenty umożliwiające rejestrowanie fal grawitacyjnych takich obiektów.

- Według naszych obliczeń, czarna dziura emituje charakterystyczne fale grawitacyjne, pozwalające jej się zakotwiczyć we Wszechświecie – twierdzi fizyk – W przyszłości nasze obserwacje z użyciem interferometru, mierzącego siły grawitacyjne, mogą doprowadzić do zakwestionowania dotychczasowych teorii – zapowiada Sotiriou.

środa, 2 kwietnia 2014

Po raz pierwszy w historii astronomowie mieli okazję bezpośrednio zmierzyć prędkość wirowania czarnej dziury. Otrzymana przez nich wartość jest imponująca. Wygląda na to, że kosmiczny obiekt ściąga otaczającą go materię z prędkością rzędu ponad połowy prędkości światła. Czarna dziura, o której mowa, byłaby zbyt odległa, by ją badać, astronomom pomogła jednak masywna eliptyczna galaktyka, która znalazła się po drodze. Dzięki zjawisku tak zwanego soczewkowania grawitacyjnego promieniowanie uległo wzmocnieniu i pomiary okazały się możliwe. Pisze o nich w najnowszym numerze czasopismo „Nature”.
 
Około 6 miliardów lat świetlnych od Ziemi znajduje się kwazar J1131, emitujący promieniowanie rentgenowskie pochodzące z dysku akrecyjnego, który utworzył się wokół masywnej czarnej dziury. Jej masa jest miliony razy większa od masy Słońca. Prędkość jej wirowania można określić na podstawie analizy owego promieniowania. Astronomowie pod kierunkiem Rubansa Reisa z University of Michigan użyli w tym celu dwa największe dostępnie kosmiczne teleskopy promieni X, należący do NASA Chandra X-ray Observatory i zbudowany przez ESA XMM-Newton.
 
Mimo zaangażowania tych teleskopów, analiza widma promieniowania X wciąż nie byłaby możliwa bez wzmacniającego je działania soczewki grawitacyjnej w postaci gigantycznej galaktyki eliptycznej, która przypadkowo znalazła się między nami a kwazarem. To właśnie badania widma energii promieni X pozwoliły ocenić, jak szybko czarna dziura, ściągająca do siebie gaz i pył, wiruje.

Badania wykazały, że promieniowanie X pochodzi z rejonu dysku o średnicy zaledwie trzykrotnie przekraczającej średnicę horyzontu zdarzeń tej czarnej dziury. By wirujący dysk materii mógł się tam utrzymać, częstość wirowania czarnej dziury musi być olbrzymia. To wskazuje, że powstała ona w wyniku zderzenia galaktyk, procesu prowadzącego do powstania stabilnego dysku, zapewniającego czarnej dziurze stały dopływ materii. Czarne dziury powstające z przypadkowo trafiającej w nie z różnych kierunków materii, nie mają szans aż tak się rozkręcić.

niedziela, 9 lutego 2014

Europejski teleskop orbitalny XMM-Newton pomógł odkryć coś niezwykłego. W galaktyce NGC 4845 zlokalizowano gigantyczną czarną dziurę pochłaniającą szczątki wielkiej planety gazowej nawet trzydziestokrotnie większej od Jowisza. Odkrycia dokonali polscy astronomowie.

wtorek, 28 stycznia 2014

Tydzień temu astronom Karl Gebhardt z Uniwersytetu Teksasu na spotkaniu Amerykańskiego Towarzystwa Astronomicznego zaprezentował prawdziwe monstrum - czarną dziurę o rekordowej masie w samym środku galaktyki M87 (zwanej też Panną A, bo leży w konstelacji Panny). Co ciekawe, nie jest ona tak daleko jak kwazary. Znajduje się ledwie 50 mln lat świetlnych od nas. - To prawie na naszym kosmicznym podwórku - mówił Gebhardt.

W celu jej zważenia astronomowie posłużyli się ośmiometrowym teleskopem Gemini North na Hawajach oraz mniejszym teleskopem w Obserwatorium McDonalda w Teksasie. Mierzyli średnie prędkości gwiazd obiegających centrum galaktyki. Masę tkwiącej w centrum czarnej dziury oszacowali aż na 6,6 mld słońc). Jej horyzont zdarzeń jest więc trzy razy większy niż rozmiar orbity Plutona. Nie znamy większej.

Prof. Gebhardt uważa, że jest ona na tyle duża, że można by spróbować ją sfotografować z Ziemi. Byłby to pierwszy bezpośredni obraz takiej czarnej czeluści otwierającej wrota do świata bez powrotu. - Bo na razie nie mamy żadnych bezpośrednich dowodów na to, że czarne dziury istnieją... Zero, absolutnie zero obserwacyjnych przesłanek - mówi naukowiec.

Projekt wykonania takiej fotografii - choć nie w zakresie fal widzialnych, lecz milimetrowych mikrofal - już istnieje. Polega na stworzeniu sieci radioteleskopów na całej kuli ziemskiej. W połączeniu działałyby jak jeden potężny radioteleskop (Event Horizon Telescope), który miałby odpowiednią rozdzielczość, żeby dostrzec czarną dziurę, a właściwie tylko obrys jej horyzontu. - Za dwa, trzy lata to może się nam udać - twierdzi prof. Gebhardt.

niedziela, 26 stycznia 2014

Naukowcy są w większości zszokowani ostatnim twierdzeniem genialnego fizyka Stephena Hawkinga, który oświadczył, że nie ma czegoś takiego jak czarne dziury. Twierdzi on, że można raczej mówić o szarych studniach grawitacyjnych.

Stephen Hawking to człowiek, który praktycznie stworzył teorię czarnych dziur, a teraz proponuje on dokonanie przeglądu niektórych z jej podstawowych założeń. W swoim artykule, który jest dostępny w bibliotece elektronicznej Cornell University, sugeruje on, że tak zwany horyzont zdarzeń czarnej dziury może rzeczywiście nie istnieć.


Zgodnie z klasyczną teorią, obecność horyzontu zdarzeń, jest jedną z głównych cech czarnych dziur. Miała to być granica, po przekroczeniu której grawitacja staje się tak wielka, że ​​ucieczka z czarnej dziury może być dokonana tylko szybciej niż z prędkością światła. Ale biorąc pod uwagę, że jest to niemożliwe taka studnia grawitacyjna miała nie wypuszczać niczego, włącznie ze światłem i stąd jej określenie jako obiektu nieskończenie czarnego.

Amerykański fizyk Joseph Polchinski już w 2012 roku wywnioskował na podstawie teorii kwantów, że na horyzoncie zdarzeń powinna istnieć swoista "ściana ognia", składająca się ze strumieni promieniowania i cząstek o wysokiej energii. Jest to fundamentalnie sprzeczne z ideami Einsteina.

Aby rozwiązać ten oczywisty paradoks, Hawking zaproponował, aby porzucić ideę horyzontu zdarzeń. Według niego, nie może istnieć coś takiego jak "widoczny horyzont", który może w pewnym momencie zniknąć, pozwalając wyjść poza to, co jest w środku czarnej dziury.

Zdaniem Hawkinga pełne wyjaśnienie tego fenomenu wymaga spójnej teorii, która z sukcesem łączy grawitację z innymi fundamentalnymi siłami natury, a tej nadal brakuje. Profesor Hawking zaproponował, aby zmienić podejście i zamiast o czarny dziurach, mówić o szarych, które są w stanie przytrzymać na jakiś czas zarówno materię jak i energię, która potem jest uwalniana z powrotem w przestrzeń kosmiczną.

Źródło: http://www.dailymail.co.uk/sciencetech/article-2545552/Stephen-Hawking-admits-no...
Słynny uniwersytet w Cambridge rozpoczął badania nad – mówiąc w skrócie – terminatorami. Naukowcy chcą w ten sposób określić a także kontrolować stopień zagrożenia ludzkości ze strony coraz potężniejszych robotów.

Sztuczna inteligencja została uznana za jedno z czterech największych zagrożeń dla ludzkiej cywilizacj ( czterech jeźdźców apokalipsy?) Pozostale trzy to: zmiany klimatyczne, wojna nuklearna i biotechnologia.

Badaniami zajmie się “The Centre for the Study of Existential Risk” a na jego czele stanie Lord Rees – jeden z czołowych światowych kosmologów. Rees w swojej książce pt “Our Final Century” (Nasz ostatni wiek) uznal, że ludzkość zmierza w strone autodestrukcji i zniszczy sama siebie ok. 2100 r.


Problem wzrastającej inteligencji robotów i ich ewentualnej autonomii zauważono już w 1965 r., kiedy to Irving Good napisał artykuł opublikowany w magazynie “New Scientist” pt. “Speculations concerning the first ultra-intelligent machine” ( Spekulacje dotyczące pierwszej ultrainteligentnej maszyny). Good – matematyk wyksztalcony na Cambridge był pionierem komputeryzacji i już wówczas przewidział, że zbudowanie superinteligentnych maszyn jest kwestią czasu. Uznał on, że taka maszyna będzie ostatnim już wynalazkiem człowieka, bo po jej stworzeniu człowiek nie będzie już w stanie jej dorownać i od tej pory to ona będzie tworzyć nowe wynalazki.

Good był doradcą Stanleya Kubricka podczas kręcenia jego “Odysei kosmicznej 2001”, gdzie jedną z kluczowych scen filmu jest bunt superkomputera HAL, który uzyskuje kontrole nad statkiem kosmicznym, jego misją i ludźmi znajdującymi się na jego pokładzie.

Filozof Bertrand Russel uznał sztuczną inteligencję za puszkę Pandory a na NA można przeczytac najdluższą do tej pory serię wpisow poświęconych współczesnym terminatorom, które nie tylko są realne, ale żyją już swoim własnym życiem nieustannie udoskonalając swoje funkcje i możliwości

sobota, 25 stycznia 2014

NASA odkryła nowy typ czarnej dziury, a dokonał tego satelita Swift. Dziura wyemitowała promieniowanie X, dzięki czemu była łatwa do odkrycia.

Co ciekawe, dziura utworzyła system podwójny z nieodległą gwiazdą, wysysając gaz, a następnie szybko go uwalniając. To rzadkie zjawisko, zwaną nową rentgenowską. Satelita Swift po raz pierwszy zaobserwował coś podobnego. Jak na razie trudno oszacować, jak daleko znajduje się czarna dziura. NASA szacuje, że około 20 tys. - 30 tys. lat świetlnych od Ziemi. 


Rozbłysk miał miejsce 16 września. Wydarzył się w rejonie w kierunku na centrum naszej Galaktyki, gdzie trudno zaobserwować coś w świetle widzialnym. Całe szczęście, Swift dostrzega promieniowanie X.

Co ciekawe, dziura utworzyła system podwójny z nieodległą gwiazdą, wysysając gaz, a następnie szybko go uwalniając. To niezwykle rzadkie zjawisko, zwane nową rentgenowską. Satelita Swift po raz pierwszy zaobserwował coś podobnego.

Nowa rentgenowska to układ podwójny gwiazdy i drugiego elementu, czarnej dziury lub gwiazdy neutronowej. Sposób, w jaki odległy obiekt uwolnił promieniowanie X, wskazuje, że w tym wypadku mamy do czynienia z dziurą.



Jak na razie trudno oszacować, jak daleko znajduje się czarna dziura, którą nazwano Swift J1745-26. NASA szacuje, że około 20 tys. - 30 tys. lat świetlnych od Ziemi.
Astronomowie odkryli w kosmosie prawdziwego potwora. To czarna dziura, której masa jest 17 mld razy większa od masy naszego Słońca. To największy taki obiekt jaki kiedykolwiek odkryto – informuje space.com.

Czarna dziura znajduje się w galaktyce NGC 1277, w konstelacji Perseusza. Jest od nas oddalona o 250 mln lat świetlnych. Jak wielka jest czarna dziura? Według naukowców jej szerokość jest 11 razy większa niż orbita Neptuna.



To naprawdę dziwaczna galaktyka. Składa się w ogromnej części z czarnej dziury. Masa tego potwora stanowi aż 14 proc. całej masy galaktyki. To bardzo dziwne, znane nam czarne dziury zazwyczaj nie przekraczają 0,1 proc. masy galaktyki – twierdzi członek zespołu badawczego, który odkrył kosmicznego potwora, Karl Gebhardt z University of Texas w Austin.

Gdy po raz pierwszy spojrzałem na wyliczenia pomyślałem, że chyba się pomyliliśmy. Powtórzyliśmy więc badania, potem skorzystaliśmy z innych instrumentów obserwacyjnych. Wynik ciągle był ten sam. Pomyślałem, że to jednak prawda – opowiada astronom Remco van den Bosch z Max Planck Institute for Astronomy.


Co ciekawe, wygląda na to, że galaktyka NGC 1277 nie jest jedynym „dziwolągiem” w tym rejonie kosmosu. Naukowcy zauważyli w jej pobliżu pięć innych, które wykazują podobne cechy: w ich wnętrzach również czają się niezwykle duże czarne dziury.

piątek, 24 stycznia 2014

W naszej galaktyce największa, przebijająca wszystkie inne czarne dziury jest Sagittarius A* w gwiazdozbiorze Strzelca. Badania ostatnich lat wykazały, iż w obszarze Sgr A* o średnicy 20 mln. km (ok. 25 Słońc) skoncentrowana jest masa do 4 mln. mas Słońca - jest to supermasywna czarna dziura.

Rekordzistki osiągają miliardy mas Słońca. Rotując ściągają one materię z otoczenia, która za sprawą momentu pędu tworzy dysk akreacyjny, w którym materia nagrzewa się i intensywnie promieniuje w całym zakresie widma elektromagnetycznego.

Czasami w galaktykach aktywnych lub układach podwójnych powstają dżety - strumienie plazmy, wyrzucane z ogromną prędkością wzdłuż osi rotacji czarnej dziury.
Jak już powiedziano - w przyrodzie musi być zachowana równowaga, a przeciwieństwem czarnych dziur są białe dziury. Ale czy takie twory faktycznie istnieją? Teoretycznie równanie OTW Einsteina dopuszcza istnienie białych dziur, chociaż dotychczas ich fizycznego istnienia nie stwierdzono. Jest to więc obiekt czysto matematyczny - ale przypomnijmy, że jeszcze stosunkowo niedawno takimi były czarne dziury.

Tak jak czarna dziura "pożera" otoczenie, tak biała dziura "wypluwa" materię.

Jednak w przypadku niektórych modeli białych dziur pojawia się pewien problem - w przypadku ciągłej jej aktywności, po pewnym czasie wokół niej powinna się pojawić olbrzymia masa oddziałująca grawitacyjnie. Stąd wniosek, iż najprawdopodobniej białe dziury są wyjątkowo niestabilne, kończąc "życie" w czarnej dziurze.
 
Czy jednak biała dziura mogła być początkiem naszego wszechświata? Mogłoby to tłumaczyć gwałtowną kosmiczną inflację (rozszerzanie się młodego wszechświata).

Istnieją teorie (jak dotychczas niesprawdzalne), iż w czasie powstawania czarnych dziur, w ich wnętrzu rodzą się białe dziury - następuje wielki wybuch i powstaje nowy wszechświat. W tym momencie wewnętrzne połączenie czarnej dziury z białą tworzy swoisty tunel czasoprzestrzenny, łączący dwa wszechświaty. Inną wersją takiego tunelu jest przypadek połączenia dwóch punktów zakrzywionej czasoprzestrzeni jednego Wszechświata, który działałby jak skrót. Tunele takie byłyby też sposobem na podróżowanie w czasie.
 
Hipoteza tuneli czasoprzestrzennych jest wnioskowana na gruncie OTW. Nad ich istnieniem zastanawiali się już Albert Einstein i Nathan Rosen - stąd też nazwa "most Einsteina-Rosena".

John Wheeler, amerykański fizyk wykazał, iż tunele czasoprzestrzenne są niestabilne i w 1957 r. zaproponował nazwę "wormhole", która ogólnie się przyjęła.

W późniejszym okresie, m.in. dzięki rozważaniom Kipa Thorne'a i poszukiwaniu alternatywnych rodzajów tuneli czasoprzestrzennych okazało się, iż do ich ustabilizowania potrzebna jest materia o właściwościach antygrawitacyjnych. Rozważano również powstawane tuneli przestrzennych w skali kwantowej.
 
Czy zatem tunele czasoprzestrzenne naprawdę istnieją, czy pozostaną tylko w analizach matematycznych i na kartach literatury SF? I równie ważne pytanie - czy podróż takimi tunelami będzie choćby teoretycznie możliwa, biorąc pod uwagę, iż zgodnie z dzisiejszym stanem wiedzy, ciało w momencie zbliżenia się do czarnej dziury, nim przekroczy horyzont zdarzeń zostaje rozerwane grawitacyjnie na molekuły?

czwartek, 23 stycznia 2014

Naukowcy próbują wyjaśnić dlaczego wszechświat ulega przyśpieszającej wciąż ekspansji. Zwykle dochodzą wtedy do pojęcia tak zwanej ciemnej energii, która zdaje się rozpychać wszystko. Ale na Uniwersytecie Indiana powstała nowa rewolucyjna teoria. Nasz wszechświat może być zlokalizowany we wnętrzu czarnej dziury, która istnieje w innym wszechświecie.

Poplawski udowodnił swoją teorię matematycznie stosując równania wyprowadzone przez Alberta Einsteina przy pracy nad ogólną teorią względności. Taki scenariusz, w którym wszechświat powstał wewnątrz tunelu podprzestrzennego połączonego z czarną dziurą można udowodnić stosując tak zwane równanie Einsteina-Rosena przewidujące powstawanie swoistych mostów lub tuneli i do tego wywodu matematycznego odwoływał się Poplawski.
 
Jego opracowanie na ten temat zostało opublikowane w poważnych periodykach naukowych. Po raz pierwszy teoria została wyartykułowana w 2010 roku, ale przed kilkoma dniami znowu pojawił się artykuł na ten temat w prasie specjalistycznej.
 
Naukowiec uważa, że nie da się zobaczyć wnętrza czarnej dziury a tam właśnie znajdują się kolejne wszechświaty. I oczywiście one ulegają dyslokacji wewnątrz tego wszechświata, w którym się znajdują.
 
Można to potwierdzić mierząc spin wirującej czarnej dziury gdyż taka zmiana powodowałaby zwrócenie się w kierunku czasoprzestrzeni. Takie postawienie sprawy może pomóc wyjaśnić pewne fenomeny jak ten, że neutrina oscylują między stanem antymaterii i materii.

niedziela, 5 stycznia 2014

           Przedstawiam, kolejny raz, zespół Syrian z utworem ''Cosmic Gate''. Dla mnie jeden z najlepszych w całej twórczości tego włoskeigo zespołu, jak i gatunku futurepop. Dodatkowo zespołu, który nie wstydzi się, że jest z Włoch i slychać to w większości utworów.



           Hipoteza "firewalli czarnych dziur" została po raz pierwszy zaproponowana w 2012 r., ale niedawno ją rozbudowano. Rezultaty opisano w "Physical Review Letters", a artykuł spotkał się ze sporym zainteresowaniem środowiska naukowego.

          "To najlepsze, co zdarzyło się w fizyce od dłuższego czasu. Ta teoria jest jak trzęsienie o sile 9 w 10-stopniowej skali. To najbardziej zaskakująca rzecz, która wydarzyła się podczas całej mojej kariery naukowej" - powiedział Raphael Bousso z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley.


           Obowiązujące de zakładały, że przestrzeń horyzontu zdarzeń czarnej dziury (miejsca, po przekroczeniu którego z nie można z czarnej dziury uciec) jest gładka. Gdyby jakiejś osobie udało się przekroczyć granicę horyzontu zdarzeń, nawet nie zauważyłaby tego. Ani dla niej, ani dla zewnętrznego obserwatora nic by się nie zmieniło. Zgodnie z hipotezą "firewalli czarnych dziur" jest zupełnie inaczej.

           "To paradoks. Dotychczas sądziliśmy, że pewne rzeczy są prawdziwe, ale wszystkie nie mogą być jednocześnie prawdziwe" - powiedział Joseph Polchinski z Kavli Institute for Theoretical Physics, jeden z głównych twórców nowej teorii.

            Zespół naukowy pod kierownictwem Polchinskiego wykoncypował, że horyzont zdarzeń wcale nie jest gładką, niezauważalną granicą. Według nowej hipotezy na granicy horyzontu zdarzeń istnieje coś na kształt pola energetycznego nazywanego przez naukowców firewallem. Ten firewall wyznacza koniec czasoprzestrzeni. 

           "Wszystko, co trafi w tę ścianę, rozpada się na podstawowe składniki. Ten firewall wyznacza kres czasoprzestrzeni" - dodał Polchinski.

           Początkowo wielu fizyków sprzeciwiało się teorii firewalli, ale do tej pory nikomu nie udało się znaleźć w niej żadnej luki. Od czasu zaproponowania teorii w ubiegłym roku pojawiło się już ponad 100 prac na jej temat.